8/05/2013

Wieczorem, gdy nadchodzą sny

Wieczorem, gdy nadchodzą sny moje miasto przeżywa dziwną metamorfozę w zależności od pory roku, raz jest cichym zakątkiem ludzi wrażliwych, a innym razem głośnym radiem, którego w żaden znany mi sposób nie da się wyłączyć. Tu i ówdzie, w mroku pogrążone budynki. W tych oknach dostrzec można światło lub ekrany telewizorów, ciepło domowego ogniska i blask bijący od niego rozpromienić może każdego, kto wie . . . jak ciężko mieć taki dom. Bo przecież są takie miejsca gdzie ludzie czy psy śpią na klatkach schodowych przepędzani przez mieszkańców. Są miejsca gdzie nie ma domowego ogniska, ciepła czy telewizora. Gdzieś tam para zapijaczonych oczu patrzy w odmęt butelki jeszcze do połowy zapełnionej. Gdzieś tam ktoś wpada w szał, by jutro żałować swego czynu, gdzieś tam rodzi się dziecko oczekujące miłości i zrozumienia. Gdzieś tam dziecko zasypia ze łzami w oczach, bo ojciec uderzył matkę, tu i ówdzie słychać szloch, czasem przechodzący w płacz czy furiacki krzyk. Opętana tą myślą pragnę się z wami pożegnać . . . 

Nocy księżycowa, bezdenna sakwo snów, ty mnie, gdy dzień ciemnieje, otulasz snem. Tobie powierzam w opiece mą duszę, którą czernią swą i tajemniczością uleczasz. Kiedy trwasz, przez zasłonięte zasłony do mego pokoju wpada światło księżycowe, kiedy nadchodzisz żaby kumkają w stawach, cykady grają na cykadach, a ja patrzę na niebo pełne gwiazd, gdzieżeś podziała te niebo, za którym tak tęsknię, które mym brat się stało od pierwszego wejrzenia? W dzisiejszym świecie jesteś darmową filharmonią wraz ze zwojem gwiazd, dzień twój brat jest darmową wystawą sztuki. Poczekaj, mówię do ciebie, nie . . . Jeszcze wcześnie . . . Nie odchodź, dlaczego odeszła? Odeszła, bo nadszedł dzień, jej brat . . . !

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz