8/02/2013

Byłam się przejść

Byłam się przejść. Tak jakoś napadła mnie chęć wyjścia na dwór. Kiepsko się trzymałam, bo mało dzisiaj wzięłam antybiotyku, ale mimo to postanowiłam się przespacerować. Chodziłam po moim mieście. Bez celu błąkałam się po pełnych za dnia uliczkach. Myślałam o moim życiu. Co straciłam. Nawet nie zauważyłam jak nogi same zaprowadziły mnie do parku. Na nasza niegdyś ulubiona miejscówkę. Były to trzy zdemolowane ławki zsunięte tak blisko siebie, ze można było się na nich położyć w dowolna stronę. Kiedyś kiedy jeszcze wierzyłam w marzenia przychodziłam tu wieczorami z Marcinem lub kumpelkami i razem zdradzaliśmy sobie swoje sny i pragnienia. Wierzyłam, że kiedyś się spełnią. Teraz sama usiadłam na zimnym brzegu jednej z najlepiej utrzymanych ławek. Musieli zniszczyć je jacyś wandale pomyślałam. Kiedy to my byliśmy jeszcze panami parku takie rzeczy na pewno by się nie wydarzyły. Był to nasz drugi dom, a domu się tak nie traktuje. Czasami okłamywałam rodziców, że śpię u koleżanki i cała noc leżałam tu patrząc w gwiazdy. Rozmyślam nad ich mocą, nazywałam je. Teraz wzniosłam swoje przekrwione oczy ku atramentowemu niebu. Nie było ani jednej gwiazdki. Zgasły razem z moimi marzeniami. Sklepienie pokryte było gęsto ciemnymi chmurami. Nie chciałam już a nie patrzeć. Znowu zebrało mi się na płacz. 

 

Wstałam i już chciałam iść do domu, gdy usłyszałam za sobą czyjś głos -Ewa?- Bardziej pytanie niż krzyk. Nie wiem, czego, ale odwróciłam się. Patrzyła na mnie chuda, blada postać dziewczyny. Ewa? Ewa? Pojawiło się pytanie w mojej głowie. No tak. Miałam tak na drugie, ale kto o tym pamiętał. Wprawdzie była kiedyś taka dziewczyna... Zawsze mówiła do mnie Ewa. Mówiła że to imię jest magiczne i dlatego ja taka jestem. Zapomniałam o tym. Może, dlatego przestałam być ta magiczną osobą... Stałam tak i patrzyłam coraz bardziej pustym wzrokiem na osobę, która z wolna sunęła w moja stronę. Linka? Ta myśl przemknęła przez chwile przez moja głowę. Nie o nie możliwe.. A jednak przecież ona mnie tak nazywała. Nie, to nie może być ona. Nie widziałam jej od dobrych 5 lat. Na pewno by mnie nie rozpoznała. Za moim wyglądem zapadłej anemiczki. Jakieś dwie osoby kłóciły się w środku mnie. Z jednej strony pragnęłam zobaczyć moja dawna kumpelę, a z drugiej bałam się tego spotkania. Ale w sumie ona wyglądała podobnie. Jej do tej pory ukryta w cieniu warz oświetlił księżyc. Wyglądała koszmarnie, choć zza sinych oczu, bladej skóry patrzyła na mnie dawna przyjaciółka. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji.. Widocznie już do tego była niezdolna. Zastygłam w stanie, którego sama nie jestem w stanie nazwać. Ona.. ja.. W tym samym miejscu.. O tej samej porze. A przecież wyjechała.. Zostawiła mnie samą. Była ode mnie starsza o 4 lata. Kochałam ją jak starszą siostrę. Olała mnie, ale nigdy o niej nie zapomniałam. A teraz stała i patrzyła na mnie, a ja nie potrafiłam nic zrobić. 
Powoli usta zaczęły mi drgać, oczy zachodzić mgłą. W końcu wybuchnęłam. Płakałam szczerze jak dziecko. Ze szczęścia? Nie wiem. Rzuciłam się na dawną przyjaciółkę....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz