8/28/2013

Po co mi żyć?

Ech czasem sobie myślę, po co mi żyć, wiem, że nie jestem żadną miss świata, prawdę mówiąc to daleko mi do niej, ale czy to się liczy zawsze uważałam, że wnętrze się liczy. Teraz wiem, że to fikcja, to straszne, ale nie mam szans na znalezienie chłopaka bynajmniej dziś, jeszcze troszkę czasu mi zostało. Chciałabym poznać kogoś naprawdę interesującego, i z wnętrzem abym mogła, co dzień na nowo go odkrywać. Chciałabym, aby otulił mnie ramieniem, gdy łzy będą płynąc potokiem, aby siedział naprzeciw mnie i wpatrywał się we mnie, aby umiał rozmawiać i milczeć. Aby odgarniał włosy z czoła, gdy zajdzie taka potrzeba, jednym słowem by był przy mnie. 

Marzenia są po to by żyć, by trwać, by mieć jakiś sens w życiu, nijako podtrzymują mnie przy życiu. Staram się uśmiechać, choć przychodzi mi to z trudem, czasem myślę sobie, po co mi marzenia, jednak wiem, że są potrzebne, bo można je zrealizować. Marzenia to po prostu moje myśli, które chciałabym spełnić, do których dążę. Do zobaczenia idę popłakać, bo po co mi żyć?

8/15/2013

Fuck me and marry me NOW!

Przyjacielu mój, jedyny przyjacielu gdzie jesteś, z niecierpliwością czekam na twe przybycie. W sercu mam dość miejsca, aby zmieścić Ciebie i Twoje uczucia. Żalu mego wysłuchują poduszki, sny . . . Tak bardzo chciałabym abyś je zastąpił. I choćbyś był na drugiej półkuli to ja patrząc na gwiazdy myśleć będę o Tobie i o chwilach spędzonych z Tobą, chwilach, które beztrosko upływały nam na długich rozmowach. Każdy fiołek, dąb czy lila wodna przypomni mi Twoją twarz, Twoje nieskazitelnie czyste serce i wrażliwą duszę. Gdzieś pośród mroku usłyszę twe nawoływanie i przybiegnę, zobaczysz, że przybiegnę, choćbym stokroć raz przewrócić miała się na ciernie, choćby poza ziemskie siły oczy moje zasłoniły, przybiegnę, na pewno przybiegnę . . .


 
Fuck me and marry me NOW!
Miłości nie da się zagłuszyć, czy odizolować od niej. Ona przychodzi w najmniej oczekiwanym momencie, pstryk i już jesteś w jej sidłach. Miłości, dlaczego snujesz intrygi, czy nie mogłaś uprzedzić mnie, że przyjdziesz? Cóż mam zrobić, tak bardzo boję się tobie sprzeciwiać, bo jeśli ukarałaś byś mnie to w najgorszy ze wszystkich możliwości sposób. Cierpiałabym, bo ilekroć pomyślałabym o nim, wtedy przychodziłaby myśl, że on nigdy nie będzie mój, że patrzeć będę jak biegnie w dal, a ja głupia stać będę i patrzeć zamiast biec . . .

8/05/2013

Wieczorem, gdy nadchodzą sny

Wieczorem, gdy nadchodzą sny moje miasto przeżywa dziwną metamorfozę w zależności od pory roku, raz jest cichym zakątkiem ludzi wrażliwych, a innym razem głośnym radiem, którego w żaden znany mi sposób nie da się wyłączyć. Tu i ówdzie, w mroku pogrążone budynki. W tych oknach dostrzec można światło lub ekrany telewizorów, ciepło domowego ogniska i blask bijący od niego rozpromienić może każdego, kto wie . . . jak ciężko mieć taki dom. Bo przecież są takie miejsca gdzie ludzie czy psy śpią na klatkach schodowych przepędzani przez mieszkańców. Są miejsca gdzie nie ma domowego ogniska, ciepła czy telewizora. Gdzieś tam para zapijaczonych oczu patrzy w odmęt butelki jeszcze do połowy zapełnionej. Gdzieś tam ktoś wpada w szał, by jutro żałować swego czynu, gdzieś tam rodzi się dziecko oczekujące miłości i zrozumienia. Gdzieś tam dziecko zasypia ze łzami w oczach, bo ojciec uderzył matkę, tu i ówdzie słychać szloch, czasem przechodzący w płacz czy furiacki krzyk. Opętana tą myślą pragnę się z wami pożegnać . . . 

Nocy księżycowa, bezdenna sakwo snów, ty mnie, gdy dzień ciemnieje, otulasz snem. Tobie powierzam w opiece mą duszę, którą czernią swą i tajemniczością uleczasz. Kiedy trwasz, przez zasłonięte zasłony do mego pokoju wpada światło księżycowe, kiedy nadchodzisz żaby kumkają w stawach, cykady grają na cykadach, a ja patrzę na niebo pełne gwiazd, gdzieżeś podziała te niebo, za którym tak tęsknię, które mym brat się stało od pierwszego wejrzenia? W dzisiejszym świecie jesteś darmową filharmonią wraz ze zwojem gwiazd, dzień twój brat jest darmową wystawą sztuki. Poczekaj, mówię do ciebie, nie . . . Jeszcze wcześnie . . . Nie odchodź, dlaczego odeszła? Odeszła, bo nadszedł dzień, jej brat . . . !

8/02/2013

Byłam się przejść

Byłam się przejść. Tak jakoś napadła mnie chęć wyjścia na dwór. Kiepsko się trzymałam, bo mało dzisiaj wzięłam antybiotyku, ale mimo to postanowiłam się przespacerować. Chodziłam po moim mieście. Bez celu błąkałam się po pełnych za dnia uliczkach. Myślałam o moim życiu. Co straciłam. Nawet nie zauważyłam jak nogi same zaprowadziły mnie do parku. Na nasza niegdyś ulubiona miejscówkę. Były to trzy zdemolowane ławki zsunięte tak blisko siebie, ze można było się na nich położyć w dowolna stronę. Kiedyś kiedy jeszcze wierzyłam w marzenia przychodziłam tu wieczorami z Marcinem lub kumpelkami i razem zdradzaliśmy sobie swoje sny i pragnienia. Wierzyłam, że kiedyś się spełnią. Teraz sama usiadłam na zimnym brzegu jednej z najlepiej utrzymanych ławek. Musieli zniszczyć je jacyś wandale pomyślałam. Kiedy to my byliśmy jeszcze panami parku takie rzeczy na pewno by się nie wydarzyły. Był to nasz drugi dom, a domu się tak nie traktuje. Czasami okłamywałam rodziców, że śpię u koleżanki i cała noc leżałam tu patrząc w gwiazdy. Rozmyślam nad ich mocą, nazywałam je. Teraz wzniosłam swoje przekrwione oczy ku atramentowemu niebu. Nie było ani jednej gwiazdki. Zgasły razem z moimi marzeniami. Sklepienie pokryte było gęsto ciemnymi chmurami. Nie chciałam już a nie patrzeć. Znowu zebrało mi się na płacz. 

 

Wstałam i już chciałam iść do domu, gdy usłyszałam za sobą czyjś głos -Ewa?- Bardziej pytanie niż krzyk. Nie wiem, czego, ale odwróciłam się. Patrzyła na mnie chuda, blada postać dziewczyny. Ewa? Ewa? Pojawiło się pytanie w mojej głowie. No tak. Miałam tak na drugie, ale kto o tym pamiętał. Wprawdzie była kiedyś taka dziewczyna... Zawsze mówiła do mnie Ewa. Mówiła że to imię jest magiczne i dlatego ja taka jestem. Zapomniałam o tym. Może, dlatego przestałam być ta magiczną osobą... Stałam tak i patrzyłam coraz bardziej pustym wzrokiem na osobę, która z wolna sunęła w moja stronę. Linka? Ta myśl przemknęła przez chwile przez moja głowę. Nie o nie możliwe.. A jednak przecież ona mnie tak nazywała. Nie, to nie może być ona. Nie widziałam jej od dobrych 5 lat. Na pewno by mnie nie rozpoznała. Za moim wyglądem zapadłej anemiczki. Jakieś dwie osoby kłóciły się w środku mnie. Z jednej strony pragnęłam zobaczyć moja dawna kumpelę, a z drugiej bałam się tego spotkania. Ale w sumie ona wyglądała podobnie. Jej do tej pory ukryta w cieniu warz oświetlił księżyc. Wyglądała koszmarnie, choć zza sinych oczu, bladej skóry patrzyła na mnie dawna przyjaciółka. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji.. Widocznie już do tego była niezdolna. Zastygłam w stanie, którego sama nie jestem w stanie nazwać. Ona.. ja.. W tym samym miejscu.. O tej samej porze. A przecież wyjechała.. Zostawiła mnie samą. Była ode mnie starsza o 4 lata. Kochałam ją jak starszą siostrę. Olała mnie, ale nigdy o niej nie zapomniałam. A teraz stała i patrzyła na mnie, a ja nie potrafiłam nic zrobić. 
Powoli usta zaczęły mi drgać, oczy zachodzić mgłą. W końcu wybuchnęłam. Płakałam szczerze jak dziecko. Ze szczęścia? Nie wiem. Rzuciłam się na dawną przyjaciółkę....